Coś ostatnio nie mogę się do niczego zebrać. A to brak czasu, a to różne dziwne awarie, a to po prosu zasypiam. A przecież mam zaległe zdjęcia...
Z czasów, kiedy mój aparat jeszcze żył.
Tak więc, bez zbędnych formalności, Rudawy Janowickie, dzień 1.
Julek z nowym kolegą. Bo nie podróżowaliśmy sami. Było nas czworo. Dwie zakochane w górach polonistki i dwóch zwariowanych chłopaków, którzy na żadnym zdjęciu nie chcieli zrobić "normalnej" miny.
A za chłopakami - Husyckie skały.
Widok z Husyckich na Sokoliki. Wybieraliśmy się na te cudne skały, a jakże! Jednak kiedy Ina prowadzi, można być absosmerfnie pewnym, że dotrze się nie tam, gdzie trzeba. Tak więc, Sokoliki podziwialiśmy z daleka. Zostają na następny raz.
U stóp Krzyżnej Góry - ostatnie chwile mojego aparatu.
Te dwa zdjęcia mam dzięki uprzejmości cioci, która z nami podróżowała:
I na deser - Julo na Krzyżnej:
Cóż, góra to może i niezbyt wysoka, jednak wymagała ode mnie pozbycia się pewnych lęków. Śmiałam się nawet do Cioci Towarzyszki - na Śnieżkę było jakoś łatwiej...
Z Krzyżnej zeszliśmy do schroniska, odpoczęliśmy i... trzeba było wracać. Szusza, tak? Grzmiało.
W te pędy ruszyliśmy w drogę powrotną, już krótszym szlakiem i na szczęście bez pomylenia drogi. Ale i tak po drodze złapał nas deszcz. Dobrze, że mieliśmy płaszcze.
Góry za każdym razem uczą mnie pokory. Góry z dzieckiem - podwójnie. A góry z dwójką dzieci - to już w ogóle. Nie ważne, że nie zrealizowaliśmy planu i nie zobaczyliśmy wszystkiego, co chcieliśmy.
Ważne są nasze wspomnienia i te chwile, które nie zawsze da się zatrzymać za pomocą aparatu.
Ina
suuuper widoki i wasze fotki
OdpowiedzUsuńJak miło zobaczyć Cię uśmiechniętą :)
OdpowiedzUsuńCzasem mi się zdarzy ;)
UsuńTe zdjęcia z ciocinego aparatu, zwłaszcza smugi światła padające z góry na Ciebie i Jula, rewelka:-)
OdpowiedzUsuńMa Ciocia talent ;)
Usuń