Nie powiem, znałyśmy się już od dawna. Ale jakoś bez szału. Jakieś przypadkowe spotkanie raz na jakiś czas, wymiana uprzejmości i tyle.
Dopiero teraz, dopiero od kilku tygodni...
To była spontaniczna decyzja. Bo wiosna, bo będzie ciepło, bo przydałyby się jakieś zmiany. I tak zyskałam nową przyjaciółkę.
Od jakiegoś czasu prawie się nie rozstajemy. Co jest o tyle dziwne, że ja się nie maluję (Ale jak to się nie malujesz? Normalnie. Nic a nic? Nic. I nigdy? Raz na rok, na jakieś święta i tyle. A do pracy? Na miasto? Nope. Jesteś dziwna. Tak, wiem). Ale chyba dla takiej przyjaciółki warto zrobić wyjątek, prawda?
Ty bardziej, że odkąd tylko zaprzyjaźniłyśmy się na poważnie, dostrzegam jej wiele zalet. Nie tylko życie nabrało koloru i wyrazu, ale też skutecznie potrafi ona odwracać uwagę, na przykład od pięknych, naturalnych worków pod oczami.
Oczywiście, są też i wady. Ale o wadach na razie zamilczmy.
Ważne, że nowa przyjaciółka jest ze mną :) Zarówno wtedy, kiedy robię swoją standardową minkę a'la zbity pies:
... jak i wtedy, kiedy mam ochotę się powygłupiać:
Jak myślicie? Będzie coś z tej przyjaźni?
Ina
To bardzo intymna znajomość,a le przyznam, że do twarzy Ci z tą przyjaciółką. Warto wprowadzać zmiany na wiosnę.
OdpowiedzUsuńO łaał :) ja to nie mam tyle odwagi ;) no i mi to raczej nie pasuje. A Tobie świetnie z tym kolorem :)
OdpowiedzUsuńOj bedzie, będzie, masz piękne usta do malowania! pamiętam jak byłaś umalowana na naszym spotkaniu. jak slicznie zmieniłas szate bloga! wiosenne zmiany :) wpadnę na spokojnie i wszystko nadrobię. jestem w trakcie pisania posta o spotkaniu o Tarabuku, buziole!
OdpowiedzUsuńojoj :) super !!! - plus za odwagę, ja zwykle mam aż bezbarwną, ochronną ;)
OdpowiedzUsuń