Popołudniowy spacer z Julkiem. Nasza stała trasa. Park miejski. I fontanna.
Julek oczywiście biega w koło, a ja za nim, bo boję się, że zaraz wpadnie do wody. W pewnym momencie jednak go zatrzymuję.
- Choć, coś ci pokażę.
Podchodzimy do samej wody.
- Widzisz to? Tam na dole?
- Takie kółeczka?
- Tak.
- Co to jest?
- To pieniążki. Żółte monety.
- Ale dlaczego tu są?
- Ludzie wrzucają pieniądze do fontanny na szczęście.
- To takie szczęście jak czterolistna koniczynka?
- Tak.
- To ja też mogę wrzucić?
No jak nie jak tak. Wyszperałam żółtka w portfelu, pokazałam, jak trzeba rzucić (do tyłu, przez lewe ramię) i hop! Już żółtek spoczywał na dnie fontanny.
Julek jednak od razu zaczął przeżywać:
- Ciekawe jakie ja będę miał to szczęście...
I myśli intensywnie:
- Może jak teraz będę puszczać bańki to mi się będą udawać? A może będzie coś pysznego na kolację? Albo obejrzymy przed spaniem więcej odcinków Smerfów?
...by po chwili stwierdzić:
- Hmm... W zasadzie, to nie wiem, po co mi to szczęście.
Czasami chciałabym być taka jak on.
Ina.
Taki młody, a już filozoficznie potrafi podejść do tematu. Dzieci potrafią nas zaskoczyć swoim bardzo dojrzałym myśleniem. No odpowiedz: po co ci to szczęście? Wydaje się, że chcemy go, ale gdy mamy uzasadnić jakim celu to od razu problem z argumentacja:-)))
OdpowiedzUsuńNo właśnie stwierdziłam, że nie wiem po co mi ono...
Usuńtakie proste rzeczy potrafią dać bardzo dużo szczęścia, tylko, że z wiekiem człowiek zwiększa wymagania :)
OdpowiedzUsuń... dlatego warto czasami pobyć znowu dzieckiem ;)
UsuńTakie małe, a takie mądre masz dziecko :) Dobrze, że potrafi się cieszyć z prostych rzeczy i to jest piękne :)
OdpowiedzUsuń