Pamiętacie Focha rodzinnego? To było dokładnie rok temu. Oczywiście, nie zdarzyło się to tylko raz. Julek foszył się wielokrotnie, praktycznie przed każdym występem publicznym.
Aż w końcu powiedziałam: dość. Koniec fochów. I zaczęłam stosować niepedagogiczne metody. Korupcja i takie tam... no wiecie. Grunt, że zadziałały. I Julek nie dość, że bez problemu wchodzi na scenę z innymi dziećmi, to nawet sam śpiewa publicznie. I się nie boi. I nie ma tremy, bo to dla niego świetna zabawa. Co doskonale pokazuje że foch był tylko fochem, nie zaś głębszym problemem.
I wystąpił. Na stadionie, na festynie z okazji Dnia Dziecka. I durna, ups, dumna mama stała pod sceną próbując się nie popłakać.
Na szczęście i to się udało, choć okulary przeciwsłoneczne czekały w pogotowiu.
Czyli co? Opłaca się jednak być takim wstrętnym uparciuchem jak ja, trwać przy swoim, jak debil i nie przyjmować do siebie tłumaczeń innych? Oczywiście. Radość Jula na scenie niech będzie na to najlepszym dowodem.
Ina
Gratulacje dla mamy i dla Jula!!!
OdpowiedzUsuńOpłacało się i to jak, mam nadzieję, że ja kiedyś też doczekam od-foszenia:))
Buziaki:***
Gratulacje dla synka :) Piękne zdjęcia z występu:) No i dla mamy również gratulki ;) miłego weekendu życzę:) Ja ostatnio robię wszystko poza aktywnym blogowaniem :) trzeba to nadrobić :*
OdpowiedzUsuńW końcu artysta, więc ma prawo to fochów:-)
OdpowiedzUsuńmądra mama :*
OdpowiedzUsuń