Bo miał...

... jakiegoś dziwnego bzika na punkcie śniegu i zimy. Może więc nie powinno nikogo dziwić to, że właśnie teraz... struna drgnęła?

Śnieg V

Milczkiem opadający, chyłkiem bielący się śniegu, 
cóż w lutym, za oknem, nad ranem może być w tobie jasnego 

bardziej niż to, że trzeba pod kołdrą jedną i ciepłą 
objąć się, spleść ze sobą obydwa sny, nim uciekną 

przed świtem; niż to, że trzeba do nastroszonej piersi 
przemówić ciepłym językiem (już drzwiami trzaskają pierwsi 

punktualni sąsiedzi, już przez dwie ściany winda 
swą listę obecności szumi); niż to, że pokój rozwidnia 

ten chłód nagi, wilgotny, przed którym tylko nagie, 
wilgotne ciepło chroni ? i to, co zrywa się nagle, 

dwoiste, jednolite, zdławione, nie do zniesienia, 
wzbijające się z krzykiem, jawne i mroczne jak ziemia

Elegia pierwsza, przedzimowa

Zima nas nie zaskoczy. Nas zmarzniętych, zmartwionych zawczasu,
dmuchających na zimny październik, żeby prędzej już sparzył nas mróz.
Kto w wiecznym śnie tutaj wyrósł, kto w wieczny śnieg tutaj wrósł, 
temu lato, zawsze zbyt krótkie, nie rozepnie do końca zatrzasków

mrozu, trzaskającego jak radio jeszcze długo po wyłączeniu.
Nie zaskoczy nas zima. Szkoleni w skuleniu, w stuleniu dłoni,
w stuleciu tym i w tych stronach, w których nas nic nie osłoni
przed przeciągiem zamieszek, zadymek – śnimy trzeźwo, już wyleczeni

z marzeń o tym, że życie podaruje nam ciepłą rączką
coś trwałego. Kąpanych w przerębli a w nie w gorącym źródle,
nas zima nie zaskoczy, nie oszukają nas złudne
suflety czerwców i lipców, serwowane na niezbyt gorąco

i topniejące w ustach. Tu zawsze – mniej więcej – jest zima.
Nam, zawczasu zmartwionym, za życia zmatrwiałym, szron
skroń bieli przed terminem; a śnieg jak schludny schron
skrywa przed czasem szarość, niejasność, brud; a mróz trzyma

długo, choć trzyma nas krótko za twarz schowaną w szaliku.
Nas nie zaskoczy zima. Nas zimy przygotowały
na najcięższe krawiectwo; do upałów nam starcza opału
i ze sceptyczną miną patrzymy, jak w oczach zanika

sczerniała pryzma, jak żyzne błoto wygrywa w tej walce,
jak ziemia przebiśniegiem przebija kartę śniegu;
nam zimno się robi na myśl, że nie ma nic bardziej jasnego
od śniegu i śmierci, które i tak wrócą – twardsze i trwalsze.

Zima nas nie zaskoczy. Nas zmartwiałych, zmarniałych na zapas.
Tylko wznosić nam wzdłuż chodników piramidy; tylko nam piach
sypać pod koła miażdżące; tylko węszyć spod białych płacht
nikły zapach nicości, bezgraniczny, bezbarwny zapach.

Stanisław Barańczak(13 listopada 1946 - 26 grudnia 2014)



Ina


4 komentarze:

  1. Pięknie! widze zmaina szaty graficznej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dystyngowany minimalizm w szacie bloga. Pewnie to wpływ tych śnieżnych emocji:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zmartwiona na zapas to ja. ;)

    Ino,
    wszelkiej pomyślności w 2015! Niech pomysły przychodzą nadal do głowy, a przede wszystkim Julek niech będzie zdrowy i radosny - tak jak i jego mama :***

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każde pozostawione słowo ;)

Copyright © 2016 Świat według Iny , Blogger