O lalce, która od początku chciała być czarownicą i kilku zbyt ważnych marzeniach


Tak, dziś już wracamy do laleczek ;) A konkretnie do jednej.

Jak już wiecie, postanowiłam zrobić sobie lalkę w stylu tradycyjnych, słowiańskich lal, o których pisałam ostatnio (KLIK!). Oczywiście, marzyła mi się Żądanica. Nad życzeniem, które miałaby mi spełnić, nie zastanawiałam się ani chwili. Mam takie jedno... Ale rozumiecie, że nie mogę zdradzić ;)
Tak więc, miałam zabrać się do pracy, ale...
Siadłam i pacnęłam się w czoło.

Ina, duraku, to przecież nie jest byle jakie marzenie! To marzenie jest dla Ciebie ważne. Bo gdyby nie było, chciałoby Ci się w ogóle to robić? Ale Ty i tak wiesz, że ono jest ważne. Ważne, no właśnie. A taką lalkę robisz pierwszy raz w życiu. I chcesz eksperymentować na tak ważnym marzeniu?

Oczywiście, odpowiedź była przecząca.

Zaczęłam się więc zastanawiać nad innym. Mam kilka mniejszych, ale... To takie durnotki, że nie warto dla nich robić lalki. Z takich prawdziwych - mam to jedno. 
Cholera, więc co dalej?
Pacnęłam się w czoło po raz drugi.

Nie bądź taką egoistką! Skoro sama nic nie wymyślisz, zrób coś dla innych!

No tak. W końcu zarówno Żądanice, jak i inne lalki, można wykonywać dla kogoś. W prezencie. I tak, w takim wypadku też mogą spełniać czyjeś życzenia. Wtedy po prostu wykonując lalkę myślimy intensywnie o danej osobie, a "energia", jaką w nią wkładamy to suma naszych ciepłych uczuć. 
Długo nie zastanawiałam się nad tym, komu mogłabym taką lalkę zrobić. Ba! Nawet w mojej głowie znalazłam kilka takich osób! Ale ta jedna była na chwilę obecną priorytetowa. Bo pewnej osobie przydałaby się zastrzyk energii, zwłaszcza ostatnio...

Ale wtedy, oo właśnie wtedy, pacnęłam się w czoło po raz trzeci.

Nosz ogarnij się, kobieto! Nie chcesz eksperymentować na własnym marzeniu, a na innych ludziach to już będziesz? Toż to niehumanitarne!

Tak więc, znowu wróciłam do punktu wyjścia. 
Bo tak, najzdrowiej będzie eksperymentować na sobie. Ale jak ja nie jestem w stanie nic sensownego wymyślić!

Ale chwila, chwila. Czy moją pierwszą słowiańską lalką naprawdę musi być Żądanica? Oczywiście, że nie. 
Pomyślałam więc, że mogę zrobić sobie, na własny użytek, laleczkę podróżną. Żebym ją mogła zabierać na swoje bardziej lub mniej szalone wyprawy. Żeby była moim amuletem. Tak, tak będzie najbezpieczniej. Miała być niewielka, poręczna, słodka. 

Miała być, taa...

Słuchaj laleczko... a ona nie słucha


Zebrałam sobie wszystkie potrzebne graty, rozsiadłam się wygodnie przy stole, starałam się myśleć jak najwięcej o tym,dlaczego tę lalkę robię i... pstryk!

Tak, tak, czytałam nie raz. 


Lalka sama wie, jak chce wyglądać.


A ona od początku chciała być czarownicą!

No proszę Was, jak kilka skrawków materiału może "wiedzieć jak chce wyglądać". Ale jednak wie!

Zrobiłam "szkielet". Głowa, tułów, rączki. I zaczęłam jej przymierzać kreacje. Zaczęłam od czarnej spódnicy, którą to też od razu odrzuciłam.

Niee, mała, w tym wyglądałabyś jak czarownica.

Ale ona właśnie tak chciała! Bo przymierzałam potem do niej niezliczone ilości innych materiałów, dodatków... I nie nie pasowało! Każdy się "gryzł" z lalką. A to za mdło, a to za jasne, takie, śmakie czy owakie. W końcu załamałam ręce.

Dobrze, bądź sobie tą czarownicą.

Całości dopełniła krwistoczerwona góra. Też kaprysiła. Też nie chciała założyć nic innego.
Dobrze, że nie marudziła mi, jak jej chciałam dać prezent do rączki. Lalki podróżne najczęściej trzymają woreczek z ziemią z rodzinnych stron. Ja wybrałam co innego. Suszony kwiat lipy. Tak, z mojego rodzinnego domu właśnie. Lipa zawsze kojarzy mi się z moją wsią i dzieciństwem. 


No dobrze, ale miała być mała laleczka, która wszędzie się zmieści! Cóż.... Będę się musiała nagłówkować, żeby ja gdzieś ze sobą zabrać. Zresztą, już niedługo być może będę miała okazję...
Lalka sama wiedziała, jaka chce być. I nie ma co się z nią kłócić. To ona rządzi. 

A ta moja jest kapryśna. Przy sesji zdjęciowej też mi marudziła.


Przewracała się praktycznie non stop. Za nic nie chciała siedzieć. Odchylała głowę,jakby uciekała od aparatu.

Dopiero jak ją odstawiłam na miejsce, które dla niej wybrałam jakiś czas temu, między moimi papierkowymi szpargałami, tak, wtedy właśnie współpracowała. Pewnie po prostu tam jest jej najlepiej. Siedzi niczym królowa na tronie.


Na razie zrobiłam tylko tę lalkę. Powoli przymierzam się do zrobienia laleczki dla kogoś. Mam nadzieję, że nie wyjdzie mi druga czarownica. Cóż, zobaczymy. Żądanicę mam zamiar zrobić dopiero później. Tak, moje marzenie jest zbyt ważne. A i jak ją zrobię - to jej akurat niestety nie będę mogła pokazać. Ale myślę, że inne laleczki, jeżeli powstaną, to będę tu wrzucała.
To jest moja pierwsza lalka. Cudów więc może nie ma. Mam nadzieję więc, że nikogo nie rozczarowałam. Jest prosta. Ale jest dokładnie taka, jak powinna być.


Ina



PS Powiedzcie mi, proszę, że za dużo myślę i że biorę to wszystko zbyt poważnie ;)

7 komentarzy:

  1. fajna! ja bym ją jeszcze paskiem w pasie przywiązała, ale to ja a mnie nie wolno!
    zresztą, zapytaj (ją) Ino czy ona aby paska w pasie by nie chciała?!

    OdpowiedzUsuń
  2. Aż bije z niej zdecydowanie i odwaga!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie mimo wszystko ciut przeraża ten brak twarzy...

      Usuń
  3. nawet jeżeli czarownica to bardzo pozytywna :)

    OdpowiedzUsuń
  4. bardzo fajna laleczka ) świetny pomysł:) pozdrówka

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każde pozostawione słowo ;)

Copyright © 2016 Świat według Iny , Blogger