Jak się czujesz?

"Jak się czujesz?"



SMS-a o tej treści dostałam równo rok temu. Pamiętam, że chociaż czułam się w miarę dobrze, rozłożył mnie on na części pierwsze. Powalił na kolana. Jeden prosty, zdawałoby się, głupi SMS.
Ale nie był ani głupi, ani prosty.
Jak często pytacie swoich bliskich o to, jak się czują?
SMS-a tego dostałam dzień "po". Po pewnym wydarzeniu, po pewnym końcu, końcu, który silnie przeżywałam. I nagle ktoś pyta, jak się czuję. Ktoś.
Nie zapytał nikt inny. Nikt z bliskich. Tak, miałam o to do nich ogromny żal. Bo wiedzieli o wszystkim, wiedzieli, a mimo to nikt się nie interesował. Oczywiście, nie oczekiwałam zainteresowania od całego otoczenia (Jeśliby X zapytał jak się czuję, to jedynie zrobiłabym wielkie oczy i zaraz rzuciła: "Kim jesteś i co zrobiłeś z X?!"). Ale od niektórych, konkretnych osób, które, zdawałoby się, znają mnie najlepiej na świecie i wiedzieli ile to wszystko dla mnie znaczyło. Nikt nie zapytał jak się czuję. Ani "przed" ani "po". Zanim emocje opadły, powiedziałam tym osobom, co o tym myślę. W słowach pełnych gniewu. W słowach pełnych żalu. W słowach pełnych obojętności. Ciut łez, a czasami nawet przepraszanie, bo przecież jedna z tych osób ma nadciśnienie i nie powinna się denerwować. Ale żal pozostał. Żal, że nie dostałam wsparcia od tych, od których najbardziej go oczekiwałam. Chciałoby się powiedzieć, przecież po to jest rodzina. Jak widać - nie zawsze. Szczerze mówiąc - cień tego żalu pozostał do dzisiaj.
Ale SMS przyszedł.
A SMS przyszedł od osoby, która nie jest moją rodziną i o której wówczas mogłam powiedzieć, że raz w życiu widziałam ją na oczy. Jedno spotkanie "naprawdę", ale setki, tysiące może nawet wymienionych maili, opowieści, historii, spostrzeżeń. Znajomość "wirtualna", która trwała (i trwa nadal!) dosyć długo. Zaczęła się przypadkiem, ale skoro pewne pokrewieństwo dusz zostało znalezione, ciężko było się rozerwać, rozłączyć.

Ona jedna zapytała. Ona jedna zainteresowała się.

Tak, ta świadomość powaliła mnie na łopatki i rozkleiła totalnie. Tym bardziej, że tego samego dnia dostałam inną wiadomość, od "znajomego, który wiedział". Wiadomość z gratulacjami. Pamiętam, że wyprowadziło mnie to z równowagi okrutnie. "Nie ma czego gratulować - odpisałam - Chyba że cudownych przyjaciół, spośród których nikt nie zapytał, jak się czuję".

Może powiecie, że "obcemu" jest łatwiej. W końcu znajomości "wirtualne" zdecydowanie różnią się od tych "realnych". Oczywiście, są inne, jednak to tak naprawdę wymagało jedynie dobrej woli. Zainteresowania. I jest to łatwe czy trudne zarazem, tak samo w prawdziwych, jak i "internetowych" znajomościach.

Dlatego chciałabym po prostu napisać, nie po raz pierwszy i nie ostatni co prawda, DZIĘKUJĘ, ŻE JESTEŚ!
:*


Ina

6 komentarzy:

  1. Czasem Ci którzy są daleko potrafią zrozumieć, wesprzeć pocieszyć.
    Czasem mimo tego że się tej osoby nigdy nie widziało"na żywo" czuje się niesamowitą bliskość, pokrewieństwo dusz.
    Znam to uczucie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Otóż to, otóż to. Połowa z nas z tych powodów tutaj jest.
    Wiele razy doświadczyłam tego, że ludzie z sieci mnie stawiali na nogi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przydaje się do czegoś ten wirtualny świat...

      Usuń
  3. Nie chce się wymądrzać, nie byłem w Twoje skórze, ale napisałaś, że ten Ktoś to tysiące maili, opowieści, historii, spostrzeżeń... Ten Ktoś wiedział, bo rozmawiałaś z tym kimś. Czy rodzina miała tę samą wiedzę? czy dzieliłaś się z nimi wszystkim? A jeśli wiedzieli, to może nieco inaczej wyrażali zainteresowanie? Oni w końcu byli blisko i na co dzień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno nie mówię im wszystkiego, na pewno nie mówię im tyle, ale akurat w tym wypadku wiedzieli.

      Usuń

Dziękuję za każde pozostawione słowo ;)

Copyright © 2016 Świat według Iny , Blogger