Jak zareagować?

Ostatni wpis Julii zmotywował mnie do podzielenia się z Wami tym, co mi się wczoraj przydarzyło.
Późne popołudnie. Albo wczesny wieczór. Spokojny. Leniwy.
Ziemniaki gotują się na gazie. Moja własna prywatna biedronka grzecznie ogląda bajki.
Wychodzę na podwórko zaczerpnąć świeżego powietrza.
Podwórko - o tej porze aż uderza ciszą. Zazwyczaj gwarne i przepełnione ludźmi czy samochodami - głównie za sprawą warsztatu, jaki się na nim znajduje, a który o tej porze był nieczynny - teraz świeciło pustkami. To znaczy - tak mogłoby się wydawać.

Podwórko nie jest ogrodzone. Można na nie wejść "z drugiej strony".
I właśnie z tej drugiej strony coś zaczęło się dziać.
Dzieci. Gromadka. Ot, mieszkają po sąsiedzku i często sobie łazikują. Tak zwyczajnie. Ale nie tym razem.
Dziewczynka i chłopiec. 6-7 lat, na oko. Zmierzają poddenerwowani w moim kierunku. A za nimi inny chłopak. Sporo starszy, a co za tym idzie, "większy". I coś trzyma.
- Proszę pani, proszę pani! - krzyczy to małe dziewczątko - Bo ten X... łazi bez pozwolenia po waszej działce i w ogóle, wszystkich zaczepia. Może pani zawołać pana M?
- No tak nie bardzo, ale co się tutaj dzieje?
Pan M - właściciel warsztatu mieszkający obok. Ale uznałam, że nie ma sensu go niepokoić podczas przerwy w pracy. Chyba jednak trzeba było.
Boo... X - ten inny, większy chłopak, zaczął biec w stronę dziewuszki, trzymając ogromną gałąź w ręku.
Zareagowałam momentalnie. Stanęłam przed nią.
- Odbiło ci? Z gałęzią? Na dziewczynę?
- Bo ona po nazwisku...
Po nazwisku... Ot i powód.
Dziewczynka była nie do ruszenia, więc X pogonił chłopca. Tyle szczęścia, że mały szybko biegał, a X z tą gałęzią nie mógł za nim nadążyć. Uciekli gdzieś na chodnik, a mała mi się rozgadała.
- Bo ten X...On chodzi do szóstej klasy. I zawsze wszystkich zaczepia. Teraz też przyszedł i mówił do mojej mamy brzydkie słowa. I mama pojechała po jego mamę. Ale on teraz tu łazi.
Po chwili X, nie dogoniwszy chłopaka, przechodził znów przez podwórko.
- Pozwolił ci ktoś tędy chodzić? - pytam
- Nikt nie musiał.
I ta arogancja, za którą, jak babcię kocham, mam ochotę bić ile się da.
Poszedł. Dzieci postały chwilę ze mną, potem wróciły do siebie. Z tego, czego się potem dowiedziałam, tego dnia miały już spokój.
Znam co nieco X.. Albo może inaczej. Jego rodzicielka co raz robi zakupy w sklepie, w którym pracuję. Dziwna to rodzina. Dzieci robią co chcą, odzywają się, jak chcą. Nikt nie ma na nich wpływu. Zresztą, nikt chyba się nimi nie interesuje.
I tylko rodzi się pytanie: co robić w takiej sytuacji? Nie mogę przecież dotknąć takiego delikwenta. Co więc mam robić? Przecież nie będą stać i patrzeć jak gania z gałęzią za dzieciakami z podwórka. A jak kiedyś przyjdzie mu coś gorszego do głowy? Pojechali po jego matkę - ale ona przecież też nie ma na niego żadnego wpływu. Dziewuszka "pochwaliła się", że X dostał kiedyś "kopa" od jej taty. Naprawdę? To jest metoda? Czy dzwonić od razu na policję?



Ina

4 komentarze:

  1. Ech.....no i z takich "dzieciaczków" wyrastają potem zbiry.
    Rodzice nie zajmują się wychowywaniem, a oni...najpierw panoszą się na cudzym podwórku, potem w szkole, na ulicy, w mieście.....itd.
    Podejrzewam że zwykłą rozmowa wychowawcza ich nie wzruszy. Mają to gdzieś, o czym na pewno poinformują używając niecenzuralnych słów.
    I co dalej? Strząchnąć nie można. Policja nawet nie zechce się zainteresować, co najwyżej matkę pouczy, a ta znienawidzi Ciebie za "donos".

    OdpowiedzUsuń
  2. Dowiedzieć się gdzie X chodzi do szkoły, poinformować pedagoga szkolnego o jego zachowaniu czy braku opieki rodzicielskiej...a jeżeli pedagog stwierdzi,
    że poza szkołą to już nie jego działka, to niech doradzi co z tym "fantem" zrobić??!!
    Nie można nie reagować, bo zwyczajnie daje się przyzwolenie na tego typu zachowania.

    Następnym razem z nożem może biegać!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. chyba jednej recepty obejmującej wszystkie takie zachowania nie ma. Na pewno nie stać z założonymi rękami. Zdarzyło mi się jechać w autobusie, w którym na tylnym siedzeniu chłopak walił dziewczynę pięścią w brzuch. Drugą ręką trzyma ja za szyję i zatykał usta. Siedziałam z przodu. Ci którzy byli obok nich udawali, że nie słyszą tej szamotaniny. Wreszcie zaczęłam krzyczeć do kierowcy, żeby dzwonił na policję. Iść do tyłu się zwyczajnie bałam, bo ich było dwóch. Nie miałam komórki.
    Kierowca się zatrzymał, zaczął dzwonić, dziewczyna wyskoczyła z autobusu na oślep przez jezdnię, a tamci dwaj za nią...
    To było kilka lat temu. Do tej pory pamiętam, że miała włosy związane czarną frotką. Wolę nie myśleć, co było dalej...
    Ale i tak wiem, że zrobiłam dobrze. Przynajmniej jakiś minimalny sygnał dostali, że nie są bezkarni.

    OdpowiedzUsuń
  4. nie mam pomysłu na takie zachowania. Może czasami trzeba użyć siły, ale bez przesady. Nie wolno dopuścić, by skrzywdził młodsze dzieci. Może warto też zainteresować opiekę społeczną, że rodzice nie wypełniają swoich zadań?

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każde pozostawione słowo ;)

Copyright © 2016 Świat według Iny , Blogger