Patologia, czyli post nr 500

Każdy człowiek ma jakieś swoje potrzeby. Ale czasem niektóre z nich zakrawają na patologię. Niekoniecznie ze względu na swoją istotę. Bardziej chodzi o sposób ich odczuwania.

Bo od kiedy tylko Ina zaczęła raczkować...


No dobra, oczywiście przesadzam ;) Ale od kiedy tylko zaczęłam myśleć w ilościach hurtowych (może gimnazjum to było?), zaczęłam mocno odczuwać pewną potrzebę. Potrzebę bycia potrzebnej innym, a co się z tym wiąże, potrzebę logicznego umotywowania swojej nędznej egzystencji.

Co w tym złego - ktoś może zapytać. Oczywiście, samo w sobie złe nie jest. To naturalne i logiczne. Ale... Nie tak intensywnie!

Cholernie mocno i ciągle mi mało. Ktoś mógłby pomyśleć, że 5 lat temu, kiedy pojawił się Julek, wszystko powinno się uspokoić. Uspokoiło, ale na chwilę. Bo przecież to nie wystarczy. To naprawdę za mało.

Nie będę pisać co robiłam w celu zaspokojenia tej potrzeby, bo nie o to tutaj chodzi. Grunt, że nie zawsze dobre rzeczy. Ale, zmierzając do meritum, chodzi mi o to, że wszystko to patologicznie i nierozerwalnie wiąże się z... brakiem akceptacji, tolerancji, takim specyficznym faszyzmem wręcz, a nawet nienawiścią w stosunku do osób które tej potrzeby nie odczuwają.

Przykład? Byłam w liceum, kiedy udało mi się po raz pierwszy oddać krew. Reakcja moich bliskich? "Ale po co to zrobiłaś?". Jak to, po co? Nooo... Aaa ! Dajcie mi kałacha!

I tak dalej... I tak dalej...

Ale dlaczego o tym piszę? Dlaczego teraz?

Cóż, facebook to cudowne narzędzie. I za pomocą niego dowiedziałam się o tym, że... U pewnej dziewczyny z mojego miasta (dla ścisłości, dziewczyny tej nie kojarzę kompletnie) zdiagnozowano białaczkę. Z tego powodu, w najbliższy weekend w LPA organizowana jest zbiórka krwi i rejestracja potencjalnych dawców.

"Ale po co?"

No i wkracza moja patologia. Bo jak dla mnie, jedyną okolicznością usprawiedliwiającą olewanie tej sytuacji, jest to, że ktoś, z różnych powodów (najczęściej zdrowotnych), nie może. Tak, tylko to jestem w stanie zrozumieć.

Ale nie rozumiem tego, że ktoś woli (jak co weekend zresztą), zachlać mordę, niż raz powstrzymać się od picia i tam pójść.

Ale nie rozumiem tego, że rzesze dają lajki pięknym ubraniom, fajnym piosenkom, albo debilom pijącym piwo na hejnał, a przy takich wydarzeniach pozostają obojętni.

Nic nie widzę. To nie nie dotyczy. Mam to w d****. Ale po co?

To co? Dacie mi tego kałacha?



Oto i moja patologia.

I chociaż to wszystko co prawda nie usprawiedliwia (logicznie ani nielogicznie) mojej egzystencji, to na pewno motywuje moją aspołeczność.

Miłego.

Ina

PS Ciekawostka taka, to post pięćsetny post na tym blogu. Ot, się rozpi(a?)sałam...

3 komentarze:

  1. Boimy się, odsuwamy od siebie myśli,że kiedyś nam może się coś wydarzyć, na co dzień nie myśli się o złym... Takie Osoby jak Ty są po to by przypominać,że warto..
    że warto oddać krew!!! Lub szpik lub zrobić coś innego..warto!!
    Nie strzelaj więc z kałacha:):) tylko po prosty bądź sobą!!!
    Serdeczności slę
    I dziękuję

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie strzelaj Ino, ale rób takie wpisy. Może kogoś poruszą, zainspirują.

    Gratulacje tak w ogóle!!
    500 piękny jubileusz :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ina, jesteś wielka!!!
    p.s. Ja też chcę takiego kota;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każde pozostawione słowo ;)

Copyright © 2016 Świat według Iny , Blogger