Ponieważ dzień się zaczął źle, żeby nie powiedzieć, bardzo źle, poprawiamy sobie humor wracając do zdjęć z gór...
Tak wchodziłam na Halę Szrenicką...
Tam zanocowałam w schronisku, a kiedy się obudziłam rano, było już tak:
No ale idziemy? Idziemy!
Już blisko do Szrenicy...
I na Szrenicy:
Za rogiem Ojczyzna Krecika...
Idziemy dalej i różne rzeczy po drodze...
Łabski szczyt:
A kiedy dotarłam do Śnieżnych Kotłów, było tylko: łomatko! Dzięki Bogu za tę mgłę, bo bym nie przeszła szlakiem za Chiny Ludowe!
Ale idzimy dalej. Zbocze Wielkiego Szyszaka. Że niby co? Że nby tędy mam przejść? Nie ma mowy!
Ale przeszłam. Głowa w gół, żey patrzeć pod nogi, a nie wokół siebie...
Aż zaczął się niebieski szlak i schodziłam w dół, w dół, w dół...
I powoli odmarzałam;)
Chyba mi się do tego tęskni...
Ina
Niech Ci się dzień odmieni...jak w tych górach. I niech koniec będzie lepszy :)
OdpowiedzUsuńKoniec będzie... Pracowity ;) Ale praca lepsza niż denerwowanie się.
UsuńGóry uwielbiam, ale tylko w okresie od maja do września.
OdpowiedzUsuńOdważnaś:-)
"Jesienią góry są najszczersze
UsuńŻurawim kluczem otwierają drzwi"...
Łabski Szczyt jak u Tolkiena. Piękne zdjęcie
OdpowiedzUsuńZawsze mnie to zastanawia, jak to jest... gdy się już zejdzie, to człowiek dopiero wtedy czuje, że gdyby wiedział... to nigdy by nie polazł. Miałaś podobnie?
OdpowiedzUsuńA i tak jest szczęśliwy, że polazł....
Współodczuwam Twoją tęsknotę...
Miałam, miałam, a jakże! Góry mają jednak to do siebie, że imo to chce się wracać...
Usuńdobre wspomnienia to najlepsza terapia antysmutkowa i na wredność życia... Prawda, ze już lepiej?:)
OdpowiedzUsuń