Chociaż sama tak naprawdę w to nie wierzę.
Calineczowy kalendarz, bo o nim mowa, to coś naprawdę niezwykłego. Jak zaczynałam go robić rok temu, miałam masę obaw. Po pierwsze, jak wszystko zmieścić na calineczce, kwadraciku o wymiarach cal x cal? Po drugie, tak dzień po dniu? Ja z moim słomianym zapałem i masą porzuconych projektów? Ale co mi szkodzi spróbować. I nie szkodziło. I spróbowałam.
I mam dzisiaj 365 calineczek z 2013-go... Trochę zabawy, trochę kombowania, może i czasem zmęczenia... Warto było.
Ale powoli, najpierw grudniowe. Całość:
I detale:
I wszystkie, wszystkie, wszystkie razem! :)))
Tylko... co będzie dalej?
Ina
Pracuś z Ciebie :)
OdpowiedzUsuńPracuś? Nie, Ino-Leń. To wyjątek potwierdzajacy regułę ;)
UsuńNajbardziej podoba mi się Calineczka z 10 grudnia i ta, która grała na flecie :)
OdpowiedzUsuńOjjj, ten flet jeszcze dziś mi wygrywa... ;)
UsuńKalendarz pewnie kosztował Cię ogrom pracy, a Edyta - bezcenna
OdpowiedzUsuńhttp://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/
Dobry sposób na zabicie nudy ;)
UsuńKawał dobrej roboty. Chylę czoła.
OdpowiedzUsuńOjtam, ojtam. Dziękuję ;)
UsuńA ile satysfakcji, że tym razem zapału starczyło:-)
OdpowiedzUsuńDuużo ;)
UsuńRaz że piękne, dwa że wspaniały pamiętnik z każdego dnia roku. Spojrzałam na grudniową 'policję' czy 'miasto kawy' i od razu miałam właściwe skojarzenia. Ty, gdy spojrzysz na którąkolwiek z karteczek, przypomni Ci się konkretny dzień.
OdpowiedzUsuńJestem pewna, że mnie by zabrakło cierpliwości... i szybko bym zrezygnowała. Szacunek i podziw, Ino :)
Ino! dziękuję za wspólną zabawę, za Twój cudny kalendarz i wytrwałość w zabawie!
OdpowiedzUsuńbardzo proszę odezwij się do mnie na urticam@gmail.com, chciałabym przesłać Ci drobny upominek:)