Wycieczki ciąg dalszy.
Po przebojach na trasie i nieplanowanej wizycie w LPU dotarliśmy wreszcie do celu, czyli Miasta nad Wisłą, tudzież Miasta Króla Kazimierza.
Było... gorąco i parno. Nie zniechęciło to jednak Jula do wariactw. A jak tylko zobaczył plac zabaw... Nie ważne było, że nie ma na nim ani odrobiny cienia. Wszyscy musieliśmy się prażyć, żeby mały choć chwilę powariował.
Połaziliśmy tu i ówdzie.
Oczywiście, obowiązkowym punktem wycieczki była Góra Trzech Krzyży.
I zamek, a właściwie jego ruiny. Tak spodobały się małemu, że zaraz po powrocie do domu musiałam mu je narysować ;)
A na koniec... Wszyscy padli. Oprócz Julka oczywiście, który biegał i robił jeszcze zdjęcia.
A na koniec - chwila szczerości.
Może to przez upał. Może przez zmęczenie.
Ktoś kiedyś mi powiedział, że Miasto nad Wisłą jest przereklamowane. I niestety - troszeczkę muszę się zgodzić. O wiele bardziej podobało i się w LPU. No cóż, może kiedyś zmienię zdanie.
Ina
Z tym przereklamowaniem to nieco ostrożniej... może to nasze wyobrażenia są zbyt wygórowane i stąd lekki niedosyt?:-)
OdpowiedzUsuńPewnie masz rację. Człowiek się nasłucha, a potem oczekuje nie wiadomo czego ;)
UsuńRzuć piękna kobieto te fajki!!!!
OdpowiedzUsuńRzucam za każdym razem, kiedy kończę palić ;)
Usuńno niestety, muszę się zgodzić, troszkę przereklamowane ;)
OdpowiedzUsuńa kogutka drożdżowego upiłaś?! ...miasto słynie z jego wypieków :)
OdpowiedzUsuńmiało być "kupiłaś" :))))
Usuń