Jak to z kotami


Niedzielne, leniwe popołudnie. Spokojnie i ciche, mogłoby się wydawać. Ale to tylko pozory.
Popołudnie. Julek grzecznie rysuje za biurkiem. Mam więc chwilę. Wychodzę na moje przydomowe schody aby zaczerpnąć świeżego powietrza. I upajam się chwilą, szumem przejeżdżających aut zmieszanym z świergotem małych, opierzonych istot, aż tu nagle..

Mmmmiau!

Dzikie odgłosy dostają się na moje podwórko. A zaraz za odgłosami wbiegają dwa czarne koty. Jeden czarny kot to wielkie szczęście, a co dopiero dwa! Tak więc, czarne kociska wrzeszczą (w swoi kocim języku) i się ganiają. Ganiają i nagle hyc! Już obydwa wlazły na naszego podwórkowego orzecha. Jeden pofrunął prawie na sam czubek. Drugi trochę niżej. I stoją i patrzą się, jeden na drugiego, zupełnie nieświadomi tego, że sami są obserwowani. I żaden nie chce się ruszyć.
Wołam Julka i wybucham śmiechem. Pokazuję mu to piękne zjawisko. Ale koty nie są same. Dołączają do nich wrony (ewentualnie kawki, ornitologiem to ja w sumie nie jestem). Oczywiście, czarne. I wszyscy siedzą na tym orzechu, jak jedna wielka rodzina.
Po jakimś czasie kot siedzący niżej najwyraźniej się znudził. Ale, dostrzegłszy obserwatorów, wcale nie miał zamiaru zejść. Przeskakiwał tylko po gałęziach. I spoglądał na nas wzrokiem mówiącym "zaraz waz zamorduję!"


Tyle radości z bezsensownego gapienia się na podwórkowo - drzewne koty, nie miałam już dawno. Tym bardziej, że moje leniwce domowe śpią całymi dniami.


Ina

4 komentarze:

Dziękuję za każde pozostawione słowo ;)

Copyright © 2016 Świat według Iny , Blogger