Koniec tego dobrego czyli jak szybko leci czas


Pamiętam ten dzień aż za dobrze. Chłodny, wrześniowy poranek 2012. Wstajemy wcześniej niż zwykle. Szybko się ubieramy, sprawdzamy jeszcze raz "wyprawkę" i idziemy. Wolnym krokiem, bo Julo zbyt szybko nie chodził. Na drugi koniec miasta. Samochodu jeszcze nie miałam. Mijamy sennych przechodniów. Wszystko jest takie senne. I my też. Bo jedno z nas nie spało przez pół nocy, tylko chlipało jak głupie do poduszki. Zgadnijcie które.
Ale idziemy. Dobrze, że nie jest zbyt zimno. Dobrze, że nie pada. Krok i krok. "Mamo, daleko jeszcze?". Tak, jeszcze kawałek. Niosę Jula chwilę na rękach, bo twierdzi, że go nogi bolą. Trochę ciężko, nie dlatego, że on jest ciężki, bo mały to piórko, ale w rękach jeszcze "wyprawkowe"  reklamówki, więc utrzymanie równowagi graniczy z cudem. Ale idziemy. Już co raz bliżej. "Zobaczysz, jak będzie fajnie. Tam jest tyle zabawek".
I jesteśmy. Najpierw szatnia. Miejsce już podpisane. Potem sala grupy maluchów. Część dzieci już jest, część dopiero się zjawi.
"Oooo! Jaka ciężarówkaaa!"
I Julka już nie ma przy mnie. Jest przy ciężarówce i świata poza nią nie widzi.
Ja rozmawiam chwilę z panią przedszkolanką, podpisuję różne papierki. Pokazuję, które to moje dziecko. I już. I to by było na tyle. Spoglądam na Jula. Bawi się. Jest radosny. Nie, nie będę mu przeszkadzać pożegnaniem.
Odwracam się i czym prędzej wybiegam z sali.
Ale już po chwili słyszę za sobą głos:
"Karolina, czekaj!".
To Pani J. Pomoc przedszkolna. Pani J to chodząca legenda Wychowała już tyle pokoleń przedszkolaków. Tak, mnie też. I dlatego woła mnie po imieniu.
Więc stoję, z opuszczoną głową i zasłaniam się włosami. Ale Pani J doskonale wie, co się dzieje. Podchodzi. Przytula ze zrozumieniem.
Taki był początek.
A teraz trzeba to skończyć.


Julkowi się urosło przez te trzy lata. Stety, niestety - chyba tylko wzdłuż, bo znalezienie idealnych spodni na niego graniczy z cudem. Ale nie tylko urosło. Zmieniło się sporo. Nauczyło się sporo.
W międzyczasie zmieniliśmy przedszkole na takie, w którym godziny otwarcia są dostosowane do potrzeb pracujących matek. Poznaliśmy nowe panie, z którymi dobrze się współpracowało. Julek zapałał miłością do tańca i śpiewu, nawet przed dość sporą publicznością. Przełamywał kolejne bariery. Uczył się nowych rzeczy.
Kiedyś nie lubił kolorować. Nie znosił wręcz. Trzymanie w ręku kredki, długopisu,czegokolwiek - było dla niego najgorszą karą. Teraz nie ma praktycznie dnia, żeby nie zmajstrował samodzielnie przynajmniej trzech rysunków. I pisze. I czyta - co się da. Na spacerach co raz się zatrzymuje żeby przeczytać co jest napisane na witrynie jakiegoś sklepu. Uwierzcie mi, szlag człowieka może trafić.
Do tego nie wstydzi się, skubany. I niczego się nie boi. Ja w przedszkolu byłam cicha i zahukana. On - był hersztem bandy. Z właściwym sobie wdziękiem i diabelskim uśmieszkiem nie dawał paniom prowadzić zajęć. Bo mu się nudziło.Bo szybko zapamiętał, co mówiła pani, co było do zapamiętania i już nie miał co robić. Wymyślał więc kolejne zabawy, nie czekając na inne dzieci.
Julek - Paskudulek.

Ale nic nie trwa wiecznie i trzeba iść dalej. Ja tylko pytam: kiedy zleciały te trzy lata?
W piątek było oficjalne zakończenie przedszkola. Nie było rady - tu kilka łez też musiało popłynąć.
Od września - szkoła.
Że co? Że to moje, taaakie małe, ma już iść same do wielkiej szkoły?
Aż się boję o tym myśleć.
Ale wiem, że sobie poradzi. Na pewno lepiej niż ja. Chociaż ciężko będzie mu usiedzieć 5 minut w ławce, oj, ciężko.


Ale to dopiero we wrześniu, więc nie martwmy się na  zapas. To dopiero we wrześniu, teraz są wakacje.
Odpocznijmy.
Nie myślmy.

Ina

12 komentarzy:

  1. Wzruszyłam się...moje też takie małe jeszcze, już kończą kolejny rok przedszkola, Maciek we wrześniu zerówka...o szkole jeszcze nie myślę, taki duży a jednak taki malutki :( Miśka to co innego, ona uwielbia przedszkole. Ale ten czas leci tak szybko...za szybko :( i ta reforma to mnie przeraża. Rok to bardzo dużo dla takiego szkraba, a szkoły w naszym mieście to średnio dostosowane. Ech :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety u nas też. Ale musimy wierzyć w nasze dzieci :) Na pewno jakoś sobie poradzą. A Maciek w zerówce poszaleje zobaczysz ;)

      Usuń
  2. Oj czas zapiernicza! Mam wrażenie że z każdym rokiem coraz szybciej. Nie obejrzysz się jak do liceum wysyłać będziesz swoje maleństwo :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ale fajna opowieść ja już mam dorosłe dzieci przeżywałam to samo prawie co ty nie bój się wszystko będzie dobrze nie ma co się martwić zawczasu pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne opisałaś czas przedszkola Twojego synka z Twojej perspektywy. Nie martw sie jeszcze szkołą, najpierw czas radosny i zabawny - wakacje :) Baw się i wypoczywaj razem z Julkiem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się wykorzystać te wakacje na maksa ;)

      Usuń
  5. Oj doskonale znam temat, moja córka teraz skończyła pierwszą klasę ,ale daliśmy rady :) Trzymam kciuki powodzenia od września :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To już najgorsze początki ma za sobą - dzielna dziewucha! Dzięki ;)

      Usuń
  6. podobno ziemia zwalnia w swym obrocie, a czas paradoksalnie przyspieszył...i pędzi! rzeczywiście, ani się obejrzysz a teściową zostaniesz ;))

    pięknie napisane Ino :) - moje "dwa Jule" już wyfrunęły, zostały miłe spotkania od czasu do czasu, zdjęcia i wspaniałe wspomnienia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nooo, kandydatek na synowe mam już kilka :) Ale to jeszcze, jeszczeee.... Nie oddam go jeszcze nikomu :P

      Usuń

Dziękuję za każde pozostawione słowo ;)

Copyright © 2016 Świat według Iny , Blogger