Trzeba wziąć się w garść, a nie odrzucać rzeczywistość

Z serii: powrót do przeszłości, ciąg dalszy. Z czasów, kiedy jeszcze pracowałam w gazecie. Miom nieskromnym zdaniem - to najlepszy z moich ówczesnych tekstów. Mam nadzieję, że moja adoptowana rodzina wybaczy mi, że wrzucam to tutaj.

Gabriela urodziła się w październiku 2001 roku. Początkowo sprawiała wrażenie zwykłego, zdrowego dziecka. Dopiero gdy miała dwa lata rodzina zauważyła, że nie reaguje prawidłowo. Konieczna była wizyta u psychologa. Jego diagnoza nie była zbyt optymistyczna. Autyzm.

Zdaniem Barbary, matki Gabrysi, na początku trzeba postanowić, co w ogóle będzie się robiło z chorobą dziecka. Czy biernie ją zaakceptować, czy też próbować leczyć i rehabilitować dziecko.
Dwuletnia Gaba- bo tak nazywają dziewczynkę domownicy- była niezwykle trudnym dzieckiem. Często krzyczała i piszczała, ciężko było zrozumieć o co jej chodzi. W tym okresie także odrzuciła matkę. Nie chciała mieć z nią nic wspólnego. Jedyną osobą, która mogła ją bez problemu dotknąć czy położyć spać była starsza siostra Kamila, chodząca wówczas do liceum.
Było ciężko- wspomina rodzina chorej dziewczynki- Kamila wracała ze szkoły, musiała się uczyć, a tu czekała na nią siostra. Diagnoza była dla wszystkich szokiem. Nie poddali się jednak. Barbara zaczęła od szukania publikacji na temat autyzmu. Jak sama zauważa, jest osobą, która lubi się uczyć, tak więc poznanie choroby dziecka było dla niej podstawą. Dzięki temu dowiedziała się, że w zasadzie każde dziecko autystyczne jest inne i do każdego dociera się inną drogą. Szukanie tej drogi zaczęło sprawiać je  przyjemność.
Powoli terapia zaczęła przynosić efekty. Gabrysia zaczęła przyzwyczajać się do matki. Pozwalała już się dotykać.
Gdy dziewczynka miała pójść do zerówki, wszyscy początkowo bardzo się bali. Szkoła Podstawowa w Dawidach, do której cały czas uczęszcza Gaba, od początku wiedziała o jej chorobie. Dziewczynka wiec stanowiła pewnego rodzaju wyzwanie dla nauczycieli. Początkowo bała się wszystkiego. Dzwonek czy biegające na korytarzu dzieci napawały ją strachem. Trzeba było jakoś sobie z tym poradzić. Na prośbę dyrektor szkoły, dzwonek ściszono, a dzieci nie biegały w obecności Gabrysi. Zaczęła się stopniowo przyzwyczajać.
Szkoła zrobiła bardzo wiele- podkreśla matka chorej- nauczyciele mięli dobre chęci. Słuchali moich wskazówek. Dziś słuchamy siebie nawzajem- dodaje.
Zdaniem Barbary, bardzo ważna jest postawa rodziny. Takie dziecko  należy przede wszystkim w pełni zaakceptować. Wymaga ono wiele, ale równie wiele daje od siebie. Wszyscy musieli dostosować się do pewnym zasad. W domu nie może być głośno. Nikt nie krzyczy, ni podnosi nawet głosu. Muzyka także musiała zostać ściszona. Początkowo Gabrysia bała się różnych sprzętów domowych takich jak odkurzacz czy mikser. – Dziś już jest o wiele lepiej - mówi matka.
Równie ważna jest terapia. Cała rodzina może liczyć na życzliwość otaczających ją ludzi. Bardzo często sąsiedzi wozili dziewczynkę, gdyż ta bała się jazdy autobusem, a rodzina nie posiada własnego samochodu. Na terapię Gabrysia jeździ często. Obecnie odbywa się ona w parczewskiej poradni psychologiczno- pedagogicznej. Wcześniej jeździła do Wisznic i do Lublina. Czasem takie wyjazdy odbywały się 2-3 razy w tygodniu. Było to dla wszystkich uciążliwe, również dla samej Gaby, jednak wszyscy byli silni.
Obecnie Gabrysia jest częściowo uspołeczniona. Mówi, uczy się. Jest w trakcie przygotowań do Pierwszej Komunii. Ma swój specyficzny język, często tworzy własne wyrazy nazywające osoby lub przedmioty. – Często te nazwy wchodzą na stałe do języka, którym posługuje się rodzina – dodaje ze śmiechem matka dziewczynki.
Najważniejsza jest systematyczna terapia i konsekwencja. – Czasem trzeba schować dumę do kieszeni, przyznać się, że dziecko ma problem i działać – mówi Kamila, starsza siostra Gabrysi. – Im dziecko jest bowiem młodsze, tym więcej można je nauczyć. Trzeba robić ile się da, póki jest na to czas – dodaje Barbara.
Matka jest spokojna o przyszłość Gabrysi. W domu jest ona kochana przez wszystkich. Lubi się przytulać do każdego członka rodziny. – Gaba stała się pupilkiem wszystkich – wyjaśnia. Rodzeństwo dziewczynki doskonale wie, że to od nich będzie zależało dalsze życie chorej. Barbara Chwalczuk jest pewna, że gdy jej już zabraknie będzie miał kto się zająć Gabrysią, bo opieki będzie ona wymagała do końca życia. 

Ina


2 komentarze:

  1. Trudna sprawa. Znam inną... Dziewczyna uczyła się pilnie. Wychwalana przez nauczycieli dotarła do matury niemal jako geniusz. Dostała się na studia i nastąpiły najdłuższe upragnione wakacje. Wrzesień był wtedy piękny. Ja sama uczyłam się wtedy do matury. Pewnego dnia moja ulubiona Pani Profesor mówi: Nie wiem, czy radzić Wam, żeby uczyć się więcej, czy nie... Nie rozumieliśmy. Ale szybko się wyjaśniło.
    Tamta, przez kolejne kilka lat nie wyszła już z domu. Nie patrzyła nikomu w oczy i długo nie powiedziała słowa. Co z Nią teraz? Nie wiem. Miała się leczyć...

    Brzydulka

    OdpowiedzUsuń
  2. To my adoptowana rodzina. Pozdro siostra.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każde pozostawione słowo ;)

Copyright © 2016 Świat według Iny , Blogger