Mechanik mieszka obok i nie wiem, co robi szewc

Eeeej, wszyscy marudzą, że zimno.
Niee ;) Wcale nie jest zimno ;) Lubimy to ;)
A jak dziś dzwonił do mnie Tato...
- I ty w taki mróz piechotą chodzisz?
- Tato, ale ja zawsze chodzę piechotą do pracy. Czy lato, czy zima. Dlatego nie choruję :P


Zdjęcie z przed chwili ;) Aktualnie -17 ;)

Ale to tak na marginesie, ja dziś nie o tym chciałam.
Robiliście kiedyś za biuro informacji o innych? Ja niestety często muszę. Na przykład w pracy. Na przykład dzisiaj.
W lokalu obok naszego siedzi sobie szewc. Albo i nie siedzi. Bo przychodzi jak mu sie podoba. I wychodzi tak samo. O licznych przerwach i nagłych wypadach w środku dnia nie wspomnę. W sumie - nic mi do tego. Pracuje sam na swoim - niech robi co chce. Ale... Kiedy szewca nie ma, ludzie przychodzą do mnie.
- A, przepraszam, nie wie pani gdzie jest sąsiad?
- A kiedy on wróci?
- A dziś to było w ogóle otwarte?
- On będzie jeszcze?
- Ale jak to pani nie wie?
- To nie ma pani do niego numeru telefonu?
- A mogę u pani poczekać?

Nie, nie można u mnie poczekać, nie, nie wiem, kiedy wróci, to takie dziwne, że mi się nie spowiada, nie, nie mam do niego kontaktu i nie rozmienię pani mieniędzy, bo szewc nie ma jak wydać. Przyznaję się bez bicia - mam dość robienia za biuro informacji o szewcu. Tym bardziej, że nawet go nie lubię. Albo jest, albo go nie ma. Nieraz umawia się z człowiekiem na konkretną godzinę, a potem ten człowiek przychodzi do mnie. Albo inaczej, albo zamyka się od środka, udaje, ze go nie ma i wpuszcza jedynie "wybranych".
Nie, nie lubimy takich szewców.

Ale analogiczną sytuację mam w domu. Z tym, że do tego juz dawno zdążyłam się przyzwyczaić i teraz zawsze się z tego śmieję.
Pisałam już nieraz, że mam na podwórku warsztat mechaniczny. A kiedy warsztat jest zamknięty, ludzie przychodzą do domu. A tak się składa, że wejście do mieszkania pana mechanika jest bardziej "w głębi" podwórka, a to "z brzegu" jest do mnie. Kto jest zorientowany, ten wie gdzie isć. Ale jeżeli ktoś przyjeżdża pierwszy raz...
Tak, co najmniej raz w tygodniu ludzie pukają do mnie w poszukiwaniu pomocy mechanicznej. O różnych porach. Nie raz i nie dwa mnie obudzili - bo przecież tłuką, walą do drzwi. Czy rano, czy wieczorem. A przecież ja śpię o różnych porach.
Zawsze jest puk puk, Ina otwiera drzwi i...
- Dzień dobry, jest mechanik?/ Ja do mechanika chciałem/ Czy jest M... (tu pada imię).
Jesli taki tekst padnie, to pół biedy. Grzecznie tłumaczę, że trzeba obejść przybudówkę dookoła i tam jest wejście "do nich". Ale czasami jest śmieszniej.
- Dzień dobry, jest mąż?
- Ale ja nie mam męża.
- Yyy...
Miny są bezcenne. A musi to naprawdę śmiesznie wyglądać, szczególnie, że często otwieram drzwi z przyklejonym do nogi Julkiem. Bo Julek ciekawski - musi wiedzieć, kto to, a jednocześnie wstydziuch - więc się czepia nogi.
Dopiero po chwili pytam (chociaż od początku wiem o co chodzi):
- Pan do mechanika, tak?
Czasami jest jeszcze weselej:
- Jest Tato?
Kilka razy się zdarzyło ;)
Niektórzy walą prosto z mostu:
- Ja to tylko kluczyki miałem zostawić, o, proszę, bo się umówiłem, a do naprawy jest to i to i to...
- Halo, halooo, ale to nie do mnie ;)

Często się śmeje, ze powinnam na drzwiach wywiesić karteczkę "Mechanik mieszka z drugiej strony". Ale pewnie i to by nie podziałało.

Ale i tak najlepiej jest, kiedy mechanika nie ma. Tak jak na przykład teraz. Kiedy weźme sobie urlop, gdzieś wyjedzie, bliżej czy dalej, a warsztat jest zamknięty. Wtedy to już odbywają się całe pielgrzymki do moich drzwi. Bo nawet jak ktoś wie, z której strony kto mieszka, to i tak przyjdzie do mnie, bo przecież tam pusto.
I każdemu ładnie mówie, że mechanika nie ma, że wyjechał i będzie wtedy a wtedy.
A co na to ludzie?
Zazwyczaj wtedy zaczynają sie lamenty:
- Łomatkobosko, co ja teraz zrobię?
- Ale jak to wyjechał?
- Ale mi się zepsuło to i to.
- To kto mi to naprawi?
Lamenty lamentami, ale czasami padają ostrzejsze słowa:
- Za tydzień? Poj***ło go kompletnie?
- Pop*******ło go, żeby wyjeżdżać?

Taaak, ludzie potrafią być wyrozumiali i wykazywać się wybitną inteligencją ;)
Za którymś razem na drzwiach warsztatu wywiesiłam kartkę:
Nieczynne z powodu urlopu. Prosimy nie przeklinać. Mechanik także ma prawo do wakacji.
Troche pomogło. Każdy się uśmiechał.



Ina

16 komentarzy:

  1. No to masz urwanie głowy z tymi, którzy tylko chcą się coś dowiedzieć. Może powinnaś otworzyć jakieś biuro z informacja i pobierać drobne opłaty, Z tego, co napisałaś wynika, że tabuny ludzi przewijają się przez sklep i kołacą do drzwi, więc pobierając drobną opłatę zbijesz majątek i... wyjedziesz na urlop do ciepłych krajów:-)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Może kawiarnio-poczekalnię otwórz. Kawałek ciasta i kawa za dajmy na to 15 zł. Zarobisz na tym jeszcze ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. W takiej bluzie na TAKI mróz??
    Jesteś szalona, mówię Ci... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta bluza jest ardzo ciepła ;)
      A ja nie jestem szalona, tylko zdrowo szurnięta ;)

      Usuń
  4. Skąd ja to znam? A, wiem, 16 lat pracowałem w sklepie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łoo... ja dopiero jakieś 6... Mówisz, że wszystko jeszcze przede mną? ;)

      Usuń
  5. Gorąca dziewczyna z Ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnio to słyszałam. :) Ale pewnie i tak odchoruję ;)

      Usuń
  6. Ino, Ty to masz cierpliwość anielską :-))))))))))))))))
    Nie zaprzeczaj, wiem, co mówię....

    OdpowiedzUsuń
  7. A mnie, nie ma dnia, żeby ktoś o drogę nie pytał.....nie wiem o co w tym chodzi?!

    Bluza bluza, ale myślę,że ta fajka najbardziej Cię grzeje :))))

    OdpowiedzUsuń
  8. Padłam :P Mechanik przecie też człowiek:)
    A może pewnego dnia w tych dniach stanie jakiś królewicz, "podkuć" swoich 250 koni?
    P.S. Ina, nie siedź w domu!!! Nie w sensie, że na mróz ;) Jak będziesz miała 40 to będziesz siedzieć:))
    Świetna ta druga fotka b&w


    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każde pozostawione słowo ;)

Copyright © 2016 Świat według Iny , Blogger