Być miłym – hit czy kit?


W dzisiejszym świecie co raz trudniej trafić na miłych ludzi. Przynajmniej tak się zwykło powszechnie uważać. A jak jest naprawdę?
Ale zaraz zaraz, co w ogóle znaczy to słowo?
Miły.
Grzeczny. Ułożony. Zawsze się uśmiecha. Zawsze ma dobre słowo. Nie odmawia najbliższym. Po prostu miły.
Znacie kogoś  miłego? Chyba każdy zna.
Ktoś jest miły. Czyli?
Ma w tym swój interes, albo jest ciapą życiową.
Tak, ciapą.
Bo mili ludzie nie powiedzą, że coś jest nie tak. Bo nie potrafią. Bo duszą w sobie to wszystko, w środku, żeby nic nie wydostało się na zewnątrz. Bo nie można. Bo nie wypada. Bo trzeba być miłym.
Miły człowiek nie używa słowa „nie”. Co najwyżej wykręci się jakąś sprytną wymówką. Przecież nie powie wprost. Bo trzeba być miłym.
A jak ktoś go zdenerwuje? Zamknie się w sobie. Napisze list, a potem wyrzuci go do kosza. Może się upije. Ale nie powie, o co chodzi. Może najbliższemu przyjacielowi. Ale nie wprost. Bo jest miły.
Ma uśmiech dla każdego, nawet w zły dzień. Trzeba stwarzać pozory. Jak ma doła siedzi sam. Nie za bardzo taktowne jest zadręczanie innych swoimi problemami. Poza tym, ktoś powiedział kiedyś, że nasze problemy są w końcu nasze. 15 % rozmówców może tą wiedzę wykorzystać przeciwko nam samym. Reszta ma to zwyczajnie gdzieś.
Miły człowiek.
Jest straszny tak szczerze mówiąc. Straszny i żałosny. Ma swoje marzenia, owszem. I czasami chciałby przestać być miłym. Ale ma to we krwi. To jest silniejsze od niego.
Ale próbuje. Uczy się. Raz na ruski miesiąc zdarzy mu się powiedzieć „nie”. Ale wkrótce za to przeprasza.
Na szczęście co raz mniej jest takich ludzi.
Bo mili są wykorzystywani. Bo z miłym można wszystko. Bo on i tak zawsze będzie miły. Można po nim jechać. Można zmieszać z błotem. I tak się nie obrazi. Bo w końcu nie wypada.

Kocham takie ciapy życiowe. I uśmiecham się do nich jak prosię w deszcz. Bo i ja jestem miła dla ludzi. Choć pod skórą nieraz jest ochota buntu.
A może nas, miłych, jest więcej, niż się wydaje?

Tu miało się pojawić coś innego. Ale tekst jest niedokończony. A dla mnie miły był ktoś, kogo nie lubię. Ale w końcu, przecież nie mogę być dla niego niemiła, no nie?

Ina

2 komentarze:

  1. Też ostatnio zastanawiałam się nad ,,byciem miłym", bo właśnie tak są postrzegani ci ludzie - jako takie ciapy, którzy nie potrafią powiedzieć, że coś jest nie tak. I to jest nie fajne.

    Cieszę się, że czasem wpadasz na mojego bloga. Odnośnie zdjęć, to też jestem amatorką. Nigdy nie nazwałabym moich zdjęć profesjonalnymi - co to, to nie :)
    I jesteś już drugą osobą, na którą zadziałał przekaz zjedzenia czegoś słodkiego, ups :D
    Nie ma to jak konstruktywne spędzanie czasu, który powinien być przeznaczony na naukę, prawda? haha :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. No cóż... trochę się zgodzę, trochę się nie zgodzę. Przejaskrawienie to pewnie celowe działanie, sama często tak robię, chociaż w inny sposób. Myślę, że miłym się jest albo nie, podobnie jak ciapą się jest albo nie, ale jakoś trudno postawić mi znak równości między tymi określeniami. Asertywni ludzie też bywają mili, chociaż fakt, o tych naprawdę asertywnych raczej trudno.

    Ja też czasem wolę pomilczeć, chociaż tłumaczę sobie to trochę inaczej niż byciem ciapą życiową. Ale kto mnie tam wie, co we mnie siedzi.

    Ot, egoistka - miała o innych i jak zwykle napisała o sobie.

    Ściskam

    PD

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każde pozostawione słowo ;)

Copyright © 2016 Świat według Iny , Blogger