Zielony poranek w LZA

Wiecie, mój diabeł chyba co raz bardziej się rozzuchwala. Naprawdę. Nie patrzy na nic, tylko szepcze i szepcze.
Ale ostatnio nie powiedział nic konkretnego.  Rzucił tylko: "w ten weekend nie będziesz siedzieć w domu, o nie!"
Zatem kombinujemy. Co, gdzie i jak. Planów było wiele. Różnych. Planów, nadziei i nie wiem czego jeszcze. Wszystko zmieniało się z minuty na minutę. Najpoważniejszy już ostatecznie wydawał się Kraków. Ale i z tego nic nie wyszło.
Pomyślałam... Aaa... Przecież mam mały Kraków o wiele bliżej.

Wstyd się przyznać, ale w zasadzie nigdy nie byłam w LZA. Choć to tak blisko. No dobra, raz miałam tam przesiadkę. I raz byłam na weselu. Ot - wszystko. Ale nic w tym mieście nie widziałam.
Wstyd, wstyd jak nic.
No to zdecydowane. Jedziemy do LZA!
Sprawdzam autobusy...
Z miasta kawy i papierosów, bo tak najlepiej. Jest jeden fajny - nocny, wyjazd 1:45. Będę nad ranem w LZA, spokojnie pospaceruję, zrobię fajne zdjęcia, nikt mi nie będzie przeszkadzał, cisza i spokój. O, tak! Wrócę spokojnie w niedzielę popołudniu.Bo przecież nie mam zbyt wiele czasu.
Sobota wieczór. Jadę do miasta kawy i papierosów. Jednak muszę gdzieś się zabunkrować do czasu odjazdu. Odwiedzam brata. Herbata, jakaś kolacja. W pół do jedenastej. To może położę się na chwilę. Budzik nastawiam na dwadzieścia minut po północy, aby spokojnie dotrzeć na PKS. Od brata idzie się tak ze 40 minut. Budzik dzwoni, wyłączam, przekręcam się na drugi bok, bo przecież jeszcze chwilka. Chwilka, chwilka, spoglądam na telefon "Jezusssmaria! Pięć po pierwszej! Aaa!". Pędem! Biegiem!
Lecę, nie idę. Oczywiście, po drodze mylą mi się kierunki i idę kompletnie inną trasą, niż radził mi brat. Biegnę!
Uff... Docieram na PKS jeszcze przed czasem. Autobus przyjeżdża. Ten? No ten. Wsiadam. Jadę.
Ale chyba nie wyspałam się do końca. Zaraz więc ponownie oczka mi się zamykają.
Budzę się po jakimś czasie. Jakoś dziwnie pusto w autobusie. Patrzę na zegarek. Powinnam już być na miejscu. Co jest?
Co było? Otóż mój autobus jechał dalej niż do LZA. A ja swój przystanek przespałam. Wylądowałam więc o 4 nad ranem w Tomaszowie Lubelskim.
Wysiadam nie mogąc przestać się śmiać. Z siebie. 2 razy zaspać jednak nocy! Tylko ja mogę być chyba taka zdolna! A przecież pisałam ostatnio o śpiących królewnach...
No ale cóż, jestem w Tomaszowie, to choć ciut pospaceruję.


A spacerując w pewnym momencie wybucham śmiechem. Miał być Kraków, miała być pewna ulica...
Nigdy bym nie pomyślała, że w Tomaszowie też jest...


Sprawdzam rozkłady na PKSie. O której jedzie coś do LZA... Jak to o 8?! Przecież to za 4 godziny!
Matko i córko, przecież nie będę tyle czekać.
Idę na wylotówkę i patrzę na znak.


Wzdycham.
Co mi zostaje?


Na raty. Popijając po drodze kawę z termosu. Tłumacząc każdemu kierowcy, dlaczego jadę o tak dziwnej porze do LZA.
I łapiąc ten wschód słońca, który pokazywałam Wam wczoraj.
Widzicie? Wcale na niego nie wstałam. Ja na niego za-spa-łam! :)

Ale koniec końców, godzina 6, docieram do celu. LZA.
Miły kierowca wysadza mnie niedaleko starówki.
Nie, nie wypiję z panem kawy. Dlaczego? Bo ja wszystko sama, sama. Taka już jestem dziwna, trudno.

Ale jest LZA i masa rzeczy do zobaczenia.

Pozwólcie, że architekturę zostawię na następny post (ten i tak już jest przydługi)..
Bo chciałabym się skupić na tym, co najbardziej urzekło mnie w LZA, czyli na... zieleni!


A zieleni w LZA dostatek.


I nad rzeką, niedaleko starówki, przepiękne miejsce do spacerów.


Ten betonowy mostek ma w sobie coś magicznego...


Nic, tylko chodzić, podziwiać, oddychać...


A ten mostek - kładka nad torami - zaintrygował mnie od samego początku. W zasadzie - są dwa podobne obok siebie. Ale przeraziłam się konkretnie, jak na niego weszłam... Bo jak przejść po czymś takim?


Z duszą na ramieniu, poleciałam jednak dalej.

Zostawiamy rzekę, lecimy teraz do parku!


Troszeczkę źle trafiłam. Jeziorko w trakcie remontu, przebudowy, łotewer. Zamiast wody - koparki. Ale i tak było co podziwiać.


Schody do nieba? :)


I widok "z góry".


Zmęczona spacerem?


I to jak!
Kawa w termosie się skończyła, ups!

Ale przecież to jeszcze nie koniec...


Ina

13 komentarzy:

  1. O Jezusie!!!!!!!!!!!!!!!!!
    Aż podskoczyłam na krześle!
    No normalnie dotarłaś do mojego rodzinnego miasta :))))
    Nawet nie wiesz jaką sprawiłaś mi frajdę tym pierwszym zdjęciem :*** Jest to budynek dawnej straży pożarnej, w którym obecnie znajduje się szkoła muzyczna, a dalej prawosławna cerkiew Św. Mikołaja, która za czasów mojej młodości była zabita dechami i dopiero pod koniec lat 80-tych rozpoczęto remont.

    No to wycieczka udana :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, proszę, nie miałam pojęcia :)
      Ale cieszę się, że udało mi się wywołać uśmiech na Twojej twarzy :)
      Mam jeszcze kilka zdjęć rynku, tylko, że średniej jakości...

      Usuń
    2. Czekam z niecierpliwością na LZA bo to moje drugie ukochane i najpiękniejsze :)...i rodzinka nadal tam mieszka :))

      Ps. Na prawo od szkoły muzycznej, w głębi, znajduje się piękny modrzewiowy kościółek NMP, z 1620 (chyba) roku, ufundowany przez ordynata Tomasza Zamoyskiego. Bardzo klimatyczny. Jako dziecko uwielbiałam w nim przesiadywać. Czułam się bezpieczna a w ciężkich chwilach mogłam się wypłakać do woli.

      Usuń
    3. Ooo... Teraz żałuję, że o nim nie wiedziałam. Do nadrobienia następnym razem ;)

      Usuń
  2. A ja, mimo, że uczestniczę w tej przygodzie czytając bloga, nadal nie wiem co to jest LZA.
    PS. Widoki warte dwukrotnego zaspania. Oj szalona, szalona:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Caddi, pierwsza pozycja na zdjęciu znaku drogowego (zdjęcie nr 3)
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Teraz zrozumiałem, że to od skróu na tablicach rejestracyjnych:-)

      Usuń
    2. Takie przyzwyczajenie autostopowe :)

      Usuń
  4. No nieźle!!!!
    Dziewczyno....uważaj na siebie !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tam jej nic nie grozi, tam sami mili i spokojni :))

      Usuń
    2. Mili, mili :) Poza tym, jak to mówią, złego diabli nie biorą ;)

      Usuń
  5. Powiem tylko tak: Jestes szalona! Pozytywnie szalona oczywiście! :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każde pozostawione słowo ;)

Copyright © 2016 Świat według Iny , Blogger