Wiecie, nigdy nie gotowałam grochówki. Oczywiście, jeżeli nie liczyć tej z torebki, jeszcze na studiach (człowiek na studiach robi różne głupoty). Nigdy nie gotowałam, choć zawsze ją lubiłam. Dlaczego nie gotowałam? Zawsze wydawało mi się to takie trudne...
Ale ostatnio naszła mnie ochota. Na grochówkę. Tym bardziej, że aura na zewnątrz sprzyja takim zupkom. Tym bardziej, że miała nocować u mnie siostrzenica, która grochówkę wprost uwielbia. Znalazłam więc odpowiedni przepis. Oczywiście, popłynęłam z przyprawami. Będąc pewna, że mam wszystkie, nie zrobiłam żadnych dodatkowych zakupów. A jak zajrzałam do przepisu, okazało się, że brakuje mi kilku. Cóż, zrobimy po swojemu ;)
I wyszła grochówka. O dziwo - dobra, choć gotowałam ją pierwszy raz. A moja siostrzenica - która słynie z tego, że je oczami (najpierw krzyczy, że chce najwięcej, a potem, dobrnąwszy zaledwie do połowy, stwierdza, że już więcej nie zmieści), spałaszowała aż 3 michy! Julo - bez zbędnego entuzjazmu, ale zjadł.
Jak więc powstała ta grochówka?
0,5 kg grochu
3 marchewki
2 pietruszki
6 ziemniaków
ziele angielskie (6 kuleczek)
majeranek (duża łyżka)
oregano (ile kto lubi ;P)
sól, pieprz, papryka (do smaku)
pół cebuli
coś do smażenia (u mnie: oliwa)
natka pietruszki
W wielkim garze gotujemy 2 litry wody. Na wrzątek wrzucamy groch. Kiedy zagotuje się ponownie, dodajemy pokrojone w kostkę warzywa i przyprawy (bez majeranku). Gotujemy, gotujemy, gotujemy... aż groch będzie miękki (dłuuugo u mnie to trwało). Cebulę kroimy w kostkę i podsmażamy. Pod koniec gotowania dodajemy majeranek i cebulkę, mieszamy i... Najlepiej zostawić zupę, żeby sobie "poczekała". U mnie czekała noc. Ale można oczywiście od razu podawać ;) Najlepiej z posiekaną natką pietruszki.
Ot i cała filozofia.
Ale i tak najlepszy był mój tato. Zadzwonił do mnie tego dnia, i zapytuje, swoim zwyczajem, co miałam na obiad.
- Aaa, grochówkę dziś jedliśmy.
- Grochówkę? Zrobiłaś grochówkę? Ale z czego?
- Eeee? No, tato, z grochu.
- Ale jak? Tak bez mięsa? Na margarynie gotowałaś...
- Nie. Z warzywami.
- Ahaa... I dobra była?
- No raczej...
Css... Ma kochana siostrzenica stwierdziła, że "moja" grochówka jest lepsza od tej "dziadkowej" :)
Ina
Uwielbiam grochówkę zwłaszcza zimą, ale przyznam się bez bicia, mimo iż jadam niewiele mięsa to uwielbiam grochówkę na wysmażonym boczku. Miłej niedzieli
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/
:)
Usuńfajne zmiany u Ciebie :)
OdpowiedzUsuńgrochówka najlepsza o tej porze roku. mąż tez uwielbia, ale oczywiście z boczkiem lub kiełbaską, jak to facet :))))
Tak, facetów wybitnie ciągnie do mięsa ;)
UsuńU mnie grochówka jest zaplanowana na wtorek. Też bezmięsna. :)
OdpowiedzUsuńMniam ;)
Usuńwygląda super apetycznie :))
OdpowiedzUsuń...a groch moczyłaś przez noc?
Nie :) Od razu na wrzątek. Ale miałam taki w połówkach, cały podobno lepiej wymoczyć.
UsuńSto lat grochówki nie jadłam :)
OdpowiedzUsuńTwoja wygląda super
To może się skusisz? ;)
UsuńTa dzisiejsza kartka jakaś inna i... taka smakowita:-)
OdpowiedzUsuńCzęstuj się śmiało ;)
Usuń